Maruś – o inż. Józefie Marku (część V)

Pierwszy okres po wyzwoleniu

Wreszcie Tymbark był wolny od okupanta. Powstało pytanie co dalej? Jest „wolność” i wypada kontynuować przerwaną działalność, jaką sobie wytyczono na początku 1939 r. Kontynuować – ale jak – skoro majątek Spółdzielni aktualnie nie wynosił więcej niż 10 procent wartości przedwojennej. Pamiętać należy, że w listopadzie Spółdzielnia została formalnie zlikwidowana przez Dystrykt, zaś świeżo mianowany komisarz Poufahl grasował po magazynach i zabierał najcenniejsze urządzenia. Tak np. została rozebrana i wywieziona duża maszyna parowa wartości 120 tysięcy złotych. Również ludność okoliczna zabierała towary znajdujące się w magazynach, traktując je jako pozostałość poniemiecką. Trudno wymieniać wszystkie utracone towary i urządzenia, jakie zostały zniszczone lub zabrane. Wystarczy stwierdzić, że wyniosły one około miliona złotych majątku zakładowego, wg obliczeń dra Józefa Macko. Zwołano więc ogólną naradę członków Spółdzielni, by omówić aktualną sytuację oraz podjąć odpowiednie uchwały dotyczące przyszłości Spółdzielni. W swym przemówieniu inż. Marek powiedział: „Musimy radować się wszyscy, że szczęśliwym zbiegiem okoliczności uniknęliśmy męczeńskiej śmierci i że Spółdzielnia oraz jej dorobek zostały uratowane dzięki aktywnej i pełnej poświęcenia postawie jej pracowników. Nie tracąc czasu musimy co rychlej wznowić intensywną pracę i wysiłki na wszystkich odcinkach działalności Spółdzielni, włączyć się aktywnie do odbudowy gospodarczej wyzwolonego kraju i kontynuować dalszą realizację ustalonego przed kilku laty planu.” Powoli więc Spółdzielnia zaczęła odżywać. Przystąpiono do napraw i remontu uszkodzonych pomieszczeń i urządzeń, starając się, aby jak najszybciej uruchomić produkcję. Nie było to jednak ani proste, ani łatwe. Przeszkody piętrzyły się bowiem. Przede wszystkim brak transportu. Spółdzielnia nie miała własnego, a linia kolejowa jeszcze nie działała. Dogadano się jednak z dowództwem oddziałów radzieckich, stacjonujących w Tymbarku, z majorem Moisejewem na czele, i za wzajemne świadczenia korzystano z ich aut wraz z konwojentami. Inną wielką trudność powodował brak odpowiednich pracowników, bowiem wielu dotychczasowych opuszczało Tymbark, wracając do swych poprzednich miejsc i stanowisk pracy, zaś wielu z dawniejszych pracowników nie wróciło jeszcze z wojennej tułaczki. Trzeba więc było tworzyć nową kadrę. I tak np. nad rozbudową zakładów produkcyjnych opiekę sprawował prof. inż. Wacław Krzyżanowski. Produkcją przetwórczą zajął się inż. Augustyn Rogoziński, zaś inż. Marek wrócił do „swoich” szkółek drzew owocowych. Rozpoczął się więc nowy rozdział w życiu Spółdzielni – jej odbudowy – powrót do normalizacji. Dzięki wysiłkom całej załogi, już w dniu 10 lutego 1945 r .zgłoszono, że urządzenia gotowe są do wznowienia produkcji. Przedstawiono Zarządowi również plan finansowy w wysokości 10 milionów na zakończenie kampanii 1944/45 r. oraz na wykonanie nowej kampanii, co bardzo ucieszyło inż. Marka. Wprawdzie plan ten nie był łatwy do realizacji tak z powodu pustej kasy, jak i strat wojennych, które pogłębiały kryzys finansowy Spółdzielni. Marek jednakże nie tracił nadziei, że wszystkie te trudności zostaną wkrótce pokonane. Robi więc starania w Ministerstwie Aprowizacji o przydział cukru, zaś w Centralnej Kasie Spółek Rolniczych oraz w Centrali Banku Rolnego prosi o kredyty na sfinansowanie kampanii. Te i podobne inne zabiegi sprawiły, ze z każdym dniem Spółdzielnia nabierała nowych sił do pracy i tętniła coraz szybszym rytmem. Zakłady rozpoczęły produkcję i nadal rozwijały się.
Inż. Marek, zwany teraz popularnie „Marusiem” rozpoczął wędrówki po całym kraju: do Warszawy, by zatwierdzić takie lub inne potrzebne dokumenty, na Ziemie Odzyskane, by stamtąd przywieź jakieś urządzenia potrzebne dla zakładu, lub do rozbudowy ogrodnictwa , np. szklarnie, które wykorzystał do uruchomienia ogrodnictwa w Mszanie Dolnej. W Olszanie (pow. sądecki) wydzierżawił 27 ha gruntu, w jednym kawałku, który wykorzystał do poszerzenia areału uprawy szkółek drzewek owocowych. Ściągnął też większą ilość dziczków z poniemieckich szkółek z powiatu oświęcimskiego, jako częściową rekompensatę za skonfiskowane w 1941 r. dziczki Spółdzielni. Często też bywał na „Zachodzie”, gdzie działał we wszystkich możliwych kierunkach i w różnych miejscowościach, których nie sposób tu wymienić. Poza kierunkiem sadowniczym, jako głównym trzonem jego działania, pamiętał także o oświacie, na rozwoju której bardzo mu zależało.
Pomagał w każdy możliwy sposób: fundował stypendia, organizował bursy studenckie, angażował nauczycieli, organizował specjalne kursy dla młodzieży pracującej itp. Jego szczególną zasługą było utworzenie w Tymbarku pierwszej średniej szkoły, o profilu przetwórstwa i handlu ogrodniczego. Na początku swego istnienia była to szkoła finansowana przez Spółdzielnię. Rozpoczęła swą działalność jako Spółdzielcze Liceum Przetwórstwa i Handlu Ogrodniczego II-go stopnia. Jej pierwszym dyrektorem był Stanisław Szymański – były dyrektor Szkoły Ogrodniczej w Tarnowie. Absolwenci tej szkoły mieli stanowić średnią kadrę kierowniczą w zakładach produkcyjnych i instytucjach handlowych z zakresu branży owocowo-warzywnej. Niestety, wraz z upaństwowieniem „Owocarni” upaństwowiono również i Spółdzielcze Liceum, które również musiało borykać się z wieloma trudnościami. Dopiero po opuszczeniu Tymbarku przez niemieckiego okupanta inż. Marek, dał się poznać, jako człowiek pełen inicjatyw i to wszechstronnych, a także jako człowiek całkowicie oddany służbie dla Ojczyzny i dla bliźnich. Nie pragnął on dla siebie, ani korzyści, ani sławy. Pragnął tylko aby Ojczyzna jak najszybciej podniosła się po tylu latach okupacji oraz aby ludzie żyli w niej możliwie szczęśliwie.

Stanisław Wcisło

cdn.

Kanie prosto z …. Piekiełka

Suchy rok spowodował, że w naszych lasach grzybów nie było i nadal nie  ma, dlatego piękne, zdrowe  kanie,  jakie wyrosły w Piekiełku, w jednym z ogródków,   zbudziły duże zainteresowanie.

A oto one (spróbowałam i  na na 100% nie były trujące 🙂 )

kanie

 

 

XXXV lat Solidarności – Z NIEZNANYCH KART SOLIDARNOŚCI W TYMBARKU

Solidarność narodziła się w czasie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny w 1979 roku.  Wtedy na spotkaniach z Papieżem Polakiem – a więc jednym z nas – zobaczyliśmy ilu nas jest.  W sierpniu 1980 r. można powiedzieć że, Solidarność ogłosiła swoje istnienie.

W tym roku przypada 35. rocznica tego narodowego przebudzenia. To dobra okazja, by ujrzały światło dzienne niektóre z wielu form oporu społecznego w naszej gminie, szczególnie po wprowadzeniu hańby narodowej – stanu wojennego w interesie Związku Sowieckiego. Zrobiono to polskim wojskiem. To czarna karta w historii naszego oręża. Przyszłe pokolenia Polaków wydadzą surowy osąd tego czasu. Tchórzliwość, zaprzaństwo i uwikłanie w ponurą historię powojenną wielu – nie wszystkich! –  czyni ich niezdolnymi do osądu tej zdrady. Działalność wszystkich komisji zakładowych w Tymbarku jak i w całym kraju została sparaliżowana. Wielu działaczy Solidarności internowano, wprowadzono godzinę policyjną, zakazano opuszczania miejsca zamieszkania, zablokowano rozmowy telefoniczne a potem je podsłuchiwano,  otwierano listy kontrolując korespondencję, zachęcano do donosów i szkalowania działaczy Solidarności itp.

Cofnijmy się myślą wstecz i przypomnijmy komisje NSZZ „Solidarność” działające w gminie Tymbark przed wprowadzeniem stanu wojennego.

Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” w ZPOW w Tymbarku – największa na terenie gminy,

Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” przy Zespole Szkół im . Komisji Edukacji Narodowej w Tymbarku – jedyna w środowisku nauczycielskim na terenie  ówczesnej gminy,

Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” w Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Tymbarku,

Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” przy Zakładach Przemysłu Drzewnego w Tymbarku.

W każdej wsi na terenie gminy działał również NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych.

Wykaz w/w Komisji przytaczam z pamięci i być może nie jest pełny.

Odwaga, zaangażowanie, ofiarność i poświęcenie ludzi Solidarności w naszej gminie wymaga osobnego studium jako ważnego przyczynku do historii Tymbarku i patriotyzmu jego mieszkańców w przełomowych momentach naszej historii.

W moim artykule chciałbym się skupić na jednym nieznanym wycinku działania Solidarności w Tymbarku.

Zdarzenie o którym piszę miało miejsce 8 grudnia 1983 roku. Była w nie zaangażowana bardzo wąska grupa osób, ze względu na ogromne niebezpieczeństwo wpadki i tragedii jaka niewątpliwie czekała wszystkich uczestników akcji.

Wspomina Pani Anna Kapturkiewicz.  „ Na początku grudnia 1983r. ze zakopiańskiej Solidarności przyszła prośba byśmy przyjęli osobę, która musi się ukrywać i przechowali tak długo jak tylko się da. Prośba ta była przekazana mnie przez Hanię Fitrzykową od jej brata Bogdana Dębskiego mieszkającego w Zakopanem. Poinformowałam o tym Mieczysława Wawrzyniaka, a ten z kolei skontaktował się z Adamem Sołtysem.

Wspomina Adam Sołtys   „Informację i prośbę zakopiańskiej Solidarności przekazał mi Mieczysław Wawrzyniak z którym razem pracowałem. Ja obiecałem, że zajmę się sprawą i spróbuję poszukać bezpiecznego schronienia. Okazało się później, że nie jest to taka prosta sprawa. Żaden z aktywnych działaczy Solidarności nie mógł go przechowywać ponieważ byliśmy bardzo intensywnie inwigilowani i obserwowani. Próba znalezienia miejsca również było trudna, ponieważ wiele ludzi obawiało się problemów w przypadku wsypy i konsekwencji które wówczas groziły za takie czyny. W tym czasie były również wielkie problemy z zakupem żywności i każda dodatkowa osoba do wyżywienia stanowiła problem. W wielu miejscach nie udało się znaleźć schronienia. W końcu, po wielu poszukiwaniach, udało się dotrzeć do Pana Piotra Zawady z Chyszówek, który od razu zgodził się przyjąć tę osobę. Lokalizacja była znakomita, z dala od głównych dróg, na pograniczu miejscowości Słopnice i Chyszówki, w pobliżu lasu. Gospodarz przyjmował również letników co powodowało, że obcy gość nikogo nie dziwił. Najważniejszym argumentem była wielka przychylność, życzliwość i dyskrecja całej Rodziny Zawadów.  Wówczas jeszcze nie wiedzieliśmy jaka to osoba, a jak się później okazało był to oficer wojsk radzieckich stacjonujących w Polsce, który współpracował z Solidarnością. Nie potrafił biegle mówić po polsku i posługiwał się językiem rosyjskim co w ówczesnej sytuacji jeszcze bardziej komplikowało sprawę”.

Imię i nazwisko tego oficera jest nam do dzisiaj nieznane. Osoby zaangażowane w jego ukrywanie nazywały go  „Żołnierz” lub „Gość” . I tak będzie w dalszej części tego artykułu nazywany

Wspomina Anna Kapturkiewicz. „ Po ustaleniu gdzie będzie przebywał przynajmniej przez najbliższe tygodnie, zgłosiliśmy koledze w Zakopanem gotowość przyjęcia w dniu 8grudnia. Przyjechał z osobą pilotującą w południe pociągiem relacji Chabówka – Nowy Sącz. Procedura przyjęcia Żołnierza była wcześniej ustalona. Na stacji PKP w Tymbarku osobą przyjmującą była Pani Anna Fitrzyk. W ręce miała biały dzbanek na mleko z rysunkiem krowy jako znakiem  rozpoznawczym. Po przyjeździe pociągu skontaktował się z nią pilot Żołnierza i po upewnieniu się, że ma do czynienia z właściwą osobą wysiadł również Żołnierz”.

Pani Fitrzyk wyprowadziła obydwu mężczyzn przed stację PKP, wskazała na oczekującą ich Annę Kapturkiewicz i poleciła by szli za nią w pewnej odległości.

Mówi Anna Kapturkiewicz. „Odebrała go, a właściwie to dwie osoby, Fitrzykowa. Ja stałam poza stacją na chodniku przed budynkiem GS -u. Hania poinformowała ich by szli za mną w pewnej odległości. Był to środek dnia i wolałam by mnie nie kojarzono z tymi osobami. Było to o tyle zasadne, że rzeczony „ Osobnik” bardzo rzucał się w oczy za sprawą oryginalnego wyglądu i urody. W dodatku z ogromnym czarnym zarostem. Zatem wzbudzał zaciekawienie. Osobą pilotującą był kolega bratowej Bożeny Frączek ze szkoły Kenara w Zakopanem.  Przyprowadziłam ich do domu. Poprosiłam by się rozgościli. Siostra poczęstowała ich obiadem. Ja musiałam wrócić do pracy. Po drodze zameldowałam Wawrzyniakowi że Żołnierz jest do odebrania i przewiezienia do Pana Zawady.

Wspomina Adam Sołtys. „Było trochę nerwów ponieważ ja jako Przewodniczący Solidarności w GS-e byłem obserwowany przez Milicję Obywatelską, oraz miejscowych członków ORMO.  Zdarzało się często, że wieczorem przyjeżdżał samochód, milicjanci wyłączali światła i obserwowali mój dom. Jednak tego dnia nie było  milicyjnego samochódu.

W godzinach wieczornych przyjechał Mieczysław Wawrzyniak swoim charakterystycznym samochodem  Simca Ardone. Było bardzo zimno. Przygotowałem coś na rozgrzanie, ale nasz Gość niczym się nie poczęstował, pewnie obawiał się na kogo trafił i jaki będzie dalszy jego los. Po krótkiej rozmowie udaliśmy się do przysiółka Zaświercze w Słopnicach. Tam wysadziliśmy naszego Gościa, a Wawrzyniak wrócił do Tymbarku. Do nas dołączył Józef Wójtowicz i razem w pięknej zimowej scenerii udaliśmy się pieszo do Pana Piotra Zawady na Chyszówki.

Po około godzinnym marszu w śniegu dotarliśmy na miejsce. Państwo Zawadowie serdecznie nas przywitali. Wskazali nam jego pokój i krótko omówiliśmy zasady jego pobytu. Trochę wszyscy byliśmy zdziwieni, że nasz Gość nie odzywał się prawie wcale, a jeśli już coś wtrącił, to z wyraźnym rosyjskim akcentem. Dopiero później okazało się jak ważnym był dla służb specjalnych polskich i rosyjskich, ponieważ znał wiele tajemnic i planów przygotowywanych przez polski i radziecki reżim w celu zniszczenia Solidarności i wszelkich ruchów wolnościowych.

U państwa Zawadów przebywał kilka tygodni. Odwiedzałem go kilka razy, dostarczając papierosy, które wówczas dostępne były tylko na kartki. Gospodarze zajęli się całością spraw związanych z jego pobytem, łącznie z wyżywieniem, co było bardzo ważne, bo żywność (mięso, wędliny, masło, cukier) wówczas była również na kartki. Dzielili się z nim wszystkim co mieli. Kiedy na koniec jego pobytu chciałem im finansowo wynagrodzić koszty które ponieśli, to stanowczo odmówili biorąc cały ciężar jego pobytu  na siebie. Jestem im za to bardzo wdzięczny do dziś.

W okolicach Świąt Bożego Narodzenia do Państwa Zawadów przyjeżdżali goście i trzeba było znaleźć mu miejsce nowego pobytu. Zgodził się go przyjąć Pan Józef Wójtowicz z Matką Bronisławą. Był on od początku wtajemniczony w całą akcję i pomagał w jej organizacji. Lokalizacja  ta była jednak o wiele bardziej ryzykowna, ponieważ dom był położony obok głównej drogi na Zaświercze, a dodatkowo zaczęli się nim interesować ludzie co do których nie mieliśmy zaufania. Tam przebywał kilka dni i na przełomie roku został odebrany przez Pana Mieczysława Wawrzyniaka i przewieziony do Tymbarku, gdzie znalazł schronienie u Państwa Anny i Józefa Żaczków.

Wspomina Anna Kapturkiewicz. „ O ile na kwaterze u Państwa Zawadów miał trochę luzu. Pomagał w gospodarstwie, mógł wychodzić, o tyle u Państwa Żaczków takiej swobody już nie miał. Nie mógł opuszczać mieszkania, co dla młodego człowieka było udręką”.

U Żaczków odwiedzał go Wawrzyniak  i to od niego wiemy, że nasz Żołnierz zawsze miał przy sobie fiolkę z błyskawicznie działającą trucizną, by w razie wpadki nie dać się wziąć żywym.

Opowiadał Wawrzyniakowi, że w czasie jego pobytu w jednostce w Polsce zdarzyła się próba ucieczki rosyjskiego żołnierza, niestety nieudana. Zabito go jak psa. Ucieczkę i pomoc uciekinierowi traktowano jako zdradę, a za to groziły ciężkie kary – w Polsce również.

Wawrzyniak ze mną – wspomina Anna Kapturkiewicz – ustalił, że trzeba szukać innego miejsca. Skontaktowaliśmy się poprzez Fitrzykową z „Zakopanem” i ustaliliśmy termin przekazania tuż po Nowym 1984 Roku. Dostarczyłam mu plecak by przepakował rzeczy i wyglądał na turystę. Wtedy zostawił mi na pamiątkę znaczki Solidarności z regionu Mazowsze w takim małym srebrnym pudełeczku, między innymi był to znaczek „V”  – Solidarność zwycięży i pamiątki związane z nagrodą Nobla dla Lecha Wałęsy, oraz mały krzyżyk. Była to jedyna rzecz jaką wyciągnęłam z pudełeczka i długo nosiłam, ale niestety zginął. Pozostałe pamiątki mam do dzisiaj.  Rano po nieprzespanej nocy poszłam po niego by go odprowadzić do pociągu na 600  Z części pieniędzy, które zbieraliśmy na zakładzie jako Solidarność w podziemiu na działalność opozycyjną,  kupiłam mu bilet do Stróż, a resztę – około 500 zł dałam na potrzebne wydatki w  drodze. Pieniądze na zakładzie zbierała Bożena Frączek i to ona była osobą pilotującą naszego Żołnierza w czasie jazdy do Nowego Sącza.

Wspomina Pani Bożena Frączek. „ Myślałam, że to jakiś wystraszony mężczyzna będzie. Był w wieku gdzieś po czterdziestce, wysokiego wzrostu o długich czarnych włosach sięgających ramion i czarnej brodzie, dobrze zbudowany o ciemnej karnacji skóry jak u Cygana. Jeśli chodzi o narodowość, to na pewno nie był Słowianinem. Gruzińska nacja była tu bardziej prawdopodobna. W pociągu siedzieliśmy w separatce sami aż do Męciny i mogłam z nim względnie swobodnie rozmawiać, dość dobrze mówił po polsku, ale z wyraźnym rosyjskim akcentem. Nie wykazywał żadnych oznak strachu. Nie było widać żeby był przerażony chociaż zdawał sobie sprawę, że grozi mu kara śmierci jak go złapią. A jego rodzina – jeśli miał rodzinę? – na pewno przeszła ciężką gehennę, albo i przechodzi do dzisiejszego dnia. Jak się z nim żegnałam na dworcu w Nowym Sączu pamiętam uścisk jego dłoni i zupełnie spokojne i swobodne zachowanie. Mnie się to w głowie nie mieściło by człowiek z takim życiorysem, po takiej ucieczce, po takich przejściach i w takim niebezpieczeństwie był tak opanowany. Wprowadziłam go do pociągu w kierunku Stróż. Pytał mnie czy wyznaczone są miejsca i separatki. Przy pożegnaniu na peronie w Nowym Sączu powiedziałam mu  – Szczęść Boże. Niech Ci się wiedzie – odpowiedział – Daj Boże. Znał odpowiedź –  sądzę, że był wierzący. Były to ostatnie słowa jakie od niego usłyszałam”.

W 1993 roku – dziesięć lat po przybyciu Żołnierza do Tymbarku, w  delegaturze zakopiańskiej Solidarności podziękowano osobom, które mu pomagały. Z Tymbarku w spotkaniu uczestniczyły –  Anna Fitrzyk, Anna Kapturkiewicz i Mieczysław Wawrzyniak oraz Adam Sołtys – ze Słopnic i Bożena Frączek z Pisarzowej. W spotkaniu brały udział również osoby z innych rejonów.

Wybór Tymbarku na ukrycie Żołnierza nie był przypadkowy. To nie była propozycja złożona na ziemię nieznaną. Już wcześniej, bo w 1982 roku – Pani Anna Fitrzyk ukrywała u siebie przez kilka tygodni studentów z Warszawy zaangażowanych w podziemne struktury Solidarności, a którym groziło internowanie.

Wspomina Adam Sołtys.  „Ta akcja spowodowała , oprócz celu zasadniczego jeszcze jeden bardzo pozytywny efekt. Otóż wszystkie osoby w nią zaangażowane w 100% potwierdziły swoją wiarygodność, oraz pełną lojalność i dlatego można było być pewnym, że te osoby są całkowicie godne zaufania, oddane walce o Solidarność i wolną Polskę. Dlatego było możliwe jeszcze wiele kolejnych działań  i akcji o których może jeszcze będzie okazja coś ciekawego napisać.  Przy tej okazji składam podziękowania – mówi dalej Adam Sołtys – wszystkim którzy dobrowolnie włączyli się w tę ryzykowną akcję, za pomoc bez której nie udało by się bezpiecznie przechować tak bardzo poszukiwanego Gościa”

Po pobycie naszego Żołnierza w Tymbarku Radio „Wolna Europa” podało informację o udanej ucieczce z Polski na Zachód radzieckiego oficera. Dziękował wszystkim za pomoc w ucieczce. Nie mamy  jednak pewności czy chodzi o tę samą osobę, która była u nas  ukrywana.

Narzucają się pytania. Jak wyglądało by dzisiaj spotkanie z naszym Żołnierzem, gdyby mógł nas odwiedzić? Jak potoczyły się dalsze losy naszego Gościa? .

Będziemy wdzięczni osobom i instytucjom, które pomogą nam odtworzyć jego historię przed przyjazdem i po opuszczeniu Tymbarku.

Teresa i Mieczysław Wawrzyniakowie, oraz Anna i Jozef Żaczkowie już nie żyją.

Niech Chrystus obdarzy Ich wiecznym pokojem.

Jan Plata

Solidarność1

Spotkanie osób ukrywających żołnierza radzieckiego, Zakopane 1993 r., siedzą od lewej: Anna Kapturkiewicz, Bogdan Dębski, Małgorzata Danko,

Solidarność2

Spotkanie osób ukrywających żołnierza radzieckiego, Zakopane 1993 r.,  siedzą tyłem od lewej: Ola Dębska, Anna Kapturkieiwcz, Adam Sołtys; w drugim rzedzie od lewej: Mieczysław Wawrzyniak, Jerzy Kosiński, Anna Fitrzyk

 

Marcinek

Wczoraj, późnym, sobotnim popołudniem, w drodze na zaplanowanego strażackiego grilla, skręciłem na osiedle przy „tysiąclatce” by zabrać Zbyszka. W kierunku szkoły szedł Tomek z dwiema parami rolek na ramieniu. Obok niego dwaj synowie. No fajnie, rodzinnie… w ostatnią sobotę wakacji pojeżdżą na przyszkolnym boisku… Ten młodszy… coś mnie ścisnęło, ale oczekujący kolega już wsiadł obok mnie i pojechaliśmy.
Musimy pomóc… najlepiej na dwa sposoby.
I
Kardynał Jorge Mario Bergoglio, obecny papież Franciszek, gdy był arcybiskupem Buenos Aires nauczył nas modlitwy pięciu palców:

1. Kciuk jest palcem, który jest najbliżej ciebie. Zacznij więc modlitwę modląc się za tych, którzy są ci najbliżsi. Są to osoby, które najłatwiej sobie przypomnieć. Modlić się za tych, których kochamy to słodki obowiązek.

2. Sąsiedni palec jest palcem wskazującym. Pomódl się za tych, którzy wychowują, kształcą i leczą. Oni potrzebują wsparcia i mądrości by prowadzić innych we właściwym kierunku. Niech stale będą obecni w twoich modlitwach.

3. Palec środkowy jest najwyższy z palców. Przypomina nam o naszych przywódcach, liderach, rządzących, tych, którzy mają władzę. Oni potrzebują Bożego kierownictwa.

4. Kolejny palec to palec serdeczny. Zaskakujące, ale jest naszym najsłabszym palcem. Przypomina nam on by modlić się za słabych, chorych, strapionych i obciążonych problemami. Oni potrzebują twojej modlitwy.

5. W końcu nasz mały palec, najmniejszy ze wszystkich. Powinien on przypominać ci o modlitwie za siebie samego. Kiedy zakończysz modlić się za cztery grupy wymienione wcześniej, twoje własne potrzeby ujrzysz we właściwej perspektywie i będziesz gotów by pomodlić się za siebie samego w sposób bardziej prawdziwy i skuteczny. Amen.

Przy palcu czwartym jest miejsce dla Marcinka…a gdyby tak wzmocnić… i na palcu piątym zamiast za siebie, jeszcze raz za Niego… Modlitwy płyną i wracają… nie ma niewysłuchanej…
II
Kiedyś, przed laty papierowy „Głos…” można było wesprzeć małą cegiełką. Teraz czytamy go w wirtualnej przestrzeni; Irena wszystko zapewnia.
Czasu bardzo mało… cegiełkę wrzućmy Marcinkowi.

Stanisław Przybylski

p.s. Dzisiaj na Mogielicy uczestnicy XVII Złazu i akcji „Odkryj Beskid Wyspowy” włączyli się w pomoc kwotą 4 000 złotych.
Osoby, które mogą wesprzeć finansowo Marcinka i pomóc mu w walce z chorobą, mogą kierować wpłaty na konto:
Limanowska Akcja Charytatywna
34-600 Limanowa, ul. Z. Augusta 10  
Bank Spółdzielczy w Limanowej
53 8804 0000 0000 0021 9718 0001
z dopiskiem: MARCINEK SPOREK
Dla przelewów z zagranicy:
Bank Polskiej Spółdzielczości S.A. Bank Spółdzielczy w Limanowej, 
34-600 Limanowa, Rynek 7 Poland,
Swift Code: 
POLUPLPR IBAN: PL63 8804 0000 0000 0021 9718 0015

Marcinekna zdjęciu Marcinek oraz Jego Mama,

zdjęcie ze strony internetowej Limanowskiej Akcji Charytatywnej

http://lach.limanowa.eu/50_marcinek-sporek.htm

 

Strażacka orkiestra w Pasierbcu

Po  raz kolejny strażacka orkiestra tymbarski ton uczestniczyła  w uroczystym odpuście ku czci Matki Bożej    P11Pocieszenia w Pasierbcu. Mszy świętej przewodniczył Abp Metropolita Częstochowski Wacław Depo. Po mszy świętej orkiestra udała się w drogę krzyżowa która poprowadził Ks. Ł. Żurek. Po zakończonych uroczystościach orkiestra została zaproszona na kolację.  Wszystkim członkom orkiestry, w imieniu własnym oraz  ks. proboszcza Józefa Waśniewskiego,  serdecznie dziękuję.
Ryszard Gawron

 

Polski sierpień 1980

Wydarzenia sierpniowe z 1980 roku nie były formą przypadku. Proces niezadowolenia społecznego narastał już od wielu lat. Wynikał on z przyczyn ekonomicznych: wygórowane normy w pracy, rządy nomenklatury, władza głucha, i arogancka, na potrzeby społeczne, kryzys gospodarczy. Fakty te spowodowały wystąpienia robotnicze: Poznań 1956, grudzień 1970, wydarzenia Radom-Ursus 1976. W marcu 1968 roku w różnych miastach akademickich studenci oraz ludzie nauki protestowali przeciwko braku wolności słowa oraz demokracji. Wszystkie te wystąpienia zostały brutalnie spacyfikowane z drastycznymi konsekwencjami dla ich uczestników.
Po 1976 roku w polskim społeczeństwie narastało wiele płaszczyzn – stref kryzysu takich jak:
wadliwa struktura systemu politycznego, która dotyczyła organów władzy i partii (hegemonia PZPR i fasadowość instytucji państwowych),
– wadliwość funkcjonowania systemu politycznego poprzez brak głosów mających na cel zapewnienie interesów społecznych,
– kryzys ideologiczny w postaci narzuconej z góry jednej ideologii nieakceptowanej przez społeczeństwo, rozpowszechnianie propagandy fałszującej obraz rzeczywistości,
– wadliwa ekonomia, działania władzy poprzez nieefektywną, nierynkową gospodarkę, spadek produkcji, obniżenie stopy życiowej,
– kryzys socjalny – niezaspokojenie podstawowych potrzeb socjalnych. Szczególnie dotkliwe były podwyżki cen. Nastąpiło obniżenie zdrowotności, powiększała się dysproporcja majątkowa pomiędzy ludźmi aparatu władzy a pozostałą ludnością.
– wadliwa struktura społeczna poprzez wzrost liczebności ludzi o charakterze pasożytniczym ze strefy władzy, co spowodowało dezintegrację grup społecznych,
– kryzys moralny w postaci zaniku etosu pracy, zanik zaufania do wszystkich instytucji publicznych, wzrost przestępczości.

Z uwagi na powyższe zaczęło organizować się polskie podziemie polityczne w postaci takich organizacji jak: KOR (Komitet Obrony Robotników), ROPCiO (Ruch Obrony Prawa Człowieka i Obywatela). KPN (Konfederacja Polski Niepodległej) oraz Niezależne Związki Zawodowe. Dodatkowym, bardzo ważnym impulsem do ich działalności ( zrzucenie lęku) była I pielgrzymka papieża Polaka Jana Pawła II do ojczyzny w 1979 roku.
Wśród Polaków na przełomie 1979/1980 roku słuchać było pytanie: Co teraz będzie?
Pierwsze napięcia, w postaci strajków, nastąpiły już na początku lipca 1980 roku (Lublin, Ursus, Świdnik, Tarnów, Stalowa Wola i wielu innych), które lokalna władza starała się uspokoić poprzez podwyżkę płac dla strajkujących,
Rozwój akcji strajkowej datuje się na 14 sierpnia. Przyczyną był fakt wyrzucenia z pracy działaczki Wolnych Związków Zawodowych Anny Walentynowicz. Była ona najpopularniejszym pracownikiem stoczni, jedyną w kraju kobietą spawającą kadłuby okrętów. Początkowo robotnicy domagali się tysiąca złotych podwyżki i powrotu koleżanki do pracy, na co dyrektor stoczni wyraził zgodę. Strajk mógłby się zakończyć, ale gdy ster jego przejęli Anna Walentynowicz, Andrzej Gwiazda i inni, rozszerzono żądania do władz o min. wybudowanie pomnika poległych stoczniowców w 1970 roku, utworzenia niezależnych związków zawodowych, zagwarantowania prawa do strajku, wolności słowa i druku, zniesienia przywilejów funkcjonariuszy MO, SB oraz aparatu PZPR, przywrócenia do pracy tych, których zwolniono po strajkach w 1970 i 1976 roku, wyprowadzenia kraju z kryzysu, podwyżek płac, realizacji pełnego zaopatrzenia, poprawy warunków pracy służy zdrowia, skrócenia czasu oczekiwania na mieszkania. Zapewnienie odpowiedniej liczby miejsc w przedszkolach, żłobkach, wprowadzenia wszystkich sobót wolnych od pracy, uwolnienia więźniów politycznych i transmisji mszy św. przez radio.
Robotnikom służyli radą intelektualiści m.in. Jadwiga Staniszkis, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki. Tworzyli oni tzw.komisję ekspertów.
W wyniku długich pertraktacji, między strajkującymi a stroną partyjno-rządową 30 sierpnia porozumienie podpisali w Szczecinie wicepremier Kazimierz Barcikowski i przewodniczący tamtejszego MKS Marian Jurczyk. Dzień później w Gdańsku podpisano podobne porozumienie między reprezentantem decydentów PRL wicepremierem Mieczysławem Jagielskim a stroną strajkującą, w imieniu której występował Lech Wałęsa. Władze podpisały wszystkie żądania, w tym na czym zależało strajkującym, powstanie niezależnych związków zawodowych.
Kilka dni później tj. 3 września zawarto porozumienie ze strajkującymi górnikami w Jastrzębiu. Komitety strajkowe przekształciły się w struktury organizacyjne nowych związków zawodowych, Na posiedzeniu przedstawicieli nowych struktur w Gdańsku 17 września postanowiono utworzyć ogólnopolską organizację, którą nazwano Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”.
Rozpoczął się szesnastomiesięczny „karnawał Solidarności”.
Zachodzi pytanie dlaczego ten ruch obywatelski osiągnął taki sukces? Nad tym faktem zastanawiali się najwybitniejsi politycy, filozofowie i związkowcy tamtych czasów. Odpowiedź z punktu widzenia historiozoficznego jest m.in. taka, że przeciw systemowi rzeczywiście solidarnie wystąpił cały naród, pracownicy różnych branż zawodowych: hutnicy, stoczniowcy, kierowcy, lekarze, kolejarze, gremia inteligenckie jak też związki wyznaniowe. Wobec takiego ogólnonarodowego nieposłuszeństwa władza nie mogła pozostać obojętna, musiała przystąpić do działania. Jak zachowywał się w tym czasie nasz przymusowy „brat” to przy innej niedalekiej okazji.
Obecnie byli działacze tamtych lat często „mydlą nam oczy” twierdząc, że już wtedy chcieli zmienić ustrój. Otóż jest to kłamstwo, „Solidarność” domagała się solidarności, była bowiem związkiem zawodowym – socjalno – politycznym, a ówczesne realia polityczne (Układ Warszawski, RWPG pod egidą ZSRR) nie dawały szans na zmiany. Podobnie, gdy pewna znana osoba polityczna przywłaszcza sobie wszystkie zasługi ujmując wkład innych.
„Solidarność” z 1980 roku pragnęła lepszej przyszłości. Co z tego pozostało do dziś? Odpowiedzmy sobie sami.

Bogusław Sowa

21 postulatów strajkowychSolidarność zdjęcia z: “Solidarność 1980-2000”, Wojciech Milewski, Teresa Sowińska