„JAK TYMBARCANIE MASŁO DO NIEBA POWIEŹLI” – gadka opublikowana w lipcu 1938 roku w Przeglądzie Mleczarskim

Siedli se ano krzesny Michal przed swoją chałupą w niebie i fajkę pokurzują. Ale smutno in było, bo od kielku juz roków gór nie widzieli.

– Ej, Miełyz Mocny!. kie by se tak na ziem zejść! – pedzieli sami do siebie, nie za glośno, co by nikt nie slysoł. O pore od nich kroków spacerowaly młode cepry. niedowno z cyśca wypuscone, wesołe telo ze jej!.. Poniektórzy z nich grali na organkach krakowiaki i mazurki i pieknie im slo. Z góralami ale zoden by się z nich mierzyć nie mógl… zeby górole hawoj byli. A nie było ich temu, ze z Poniezusem pojechali ku cyścowi, bo ta znowuś gromada Podhalańców miała być tymi casy do nieba wprowadzona po długim prazeniu sie za ziemskie grzechy. Toz to i otucno, nijako tak jakosi było na dusy krzesnemu Michałowi.. Spomniały im sie ziemskie casy, kie to po holak za owcami se chodzowali, wiersyckom śpiewali, a one im te śpiewki odciskowały  seroko…

– Hej, zeby tak zejść, a obocyć to jesce roz, Miely Boze, – zatrubowali sie znowu, ino juz glośno. A prawie wtedy seł pobok święty Jan i usłysoł ich..

– Coz to, Michalku, coz to? spytał grzecnie bardzo, a takim głosem, jak by muzycka z Dunajca najpiekni zagrała.

– Do gór haw cnię, – rzeką krzesny.

– Niby ze tesknis?…

– Po cepersku to sie ta moze i tęskni, po naskiemu sie cni…

Uśmiechnął sie wesoło Jan święty:

– Kwardy z wos góral, krzesny! Ale cemuz to na ziem se nie zejdziecie?..

– Zebych to mógl..

– Mogę to lo wos zrobić, ino..

Krzesny mu ani skońcyć nie dali, telo sie tym uciesyli.

– O, ranyści!.. Moge zejśé!?

– Ino mi masła z Podhol i serków mocie przynieść !. Bo to sie, wicie, imieniny moje nabliżają. a tu i te góraliki nowe z cyśca przychodzą… Trza by ich przecie jakosi przyjąć godnie… Spragnione to to syćkiego długim biedowaniem..

– Ba, ale jakoz jo wom masła i serków przyniesem, kie haw nimom pieniędzy?…zatroskał sie krzesny.

– Mos tu miesek. Zapłacis kielo padnie, ino mi dobrych serków a masła przynieś!  – pogrozili  święty Jan krzesnemu, który juz sie po góralsku obroł i na ziem se seł kwardym krokiem, jaz ta w niebie dudniało.

Na Podholu w tym casie było juz po połedniu i ludziska z jarmarku z Nowego Targu śli i jechali, jak komu padło. Krzesny Michal napatrzyli sie Tatrom a potem stanęli se w mieście na placu, przed pomnikiem Orkana, co go ta w skali wyrobili, i pozierają, cy kany znajomka nie obocą. Nikogo przecie ze swojaków doźryć  nimogli. Roz w roz ino nawija im się przed ocy to taki to zaś siaki obtarganiec. Nojbardzi uzolili sie nad dziewcęsiskiem siumnem, w pietnostu rokach moze, co na geślickach gralo podhalańskie, spaniałe nucicki. Spomnieli se o miesku, co go w zanadrzu mieli i usuli przygorztek śrybla, a recysko mieli serokie jak powała.

– Naści,- rzeką. Gęślorecka ocnalo ze skóry nie wyskocyła na widok telich piniędzy, ze sie ludzie zlecieli cudować. Nojwięcej zesło sie dziadów, co na jarmark ściągnęli  i kazdy łape wyciągo, a krzesnemų zol było, toz to i suł śrebniki, ze to stuł. A luda coraz więcy sie garnie i kazdy zęby wyscyrzo, jakby krzesnego razem z tym mieskien i śrebnikami keiol zjeść.
I niewiada na cymby się to syćko skoncylo, kieby nie jeden Tymbarcon, śwarny chłopak, co sie prawie nawinał i krzesnego za rekaw ulapil.

– Cor kces? – pytaja krzesny, myśląc ze i on kce piniedzy, a nie mioł pozioru na obtargańca.

– Nie poznajecie mie to krzesny? Dy my u wos sześć roków temu bycka kopili. Pociez na bok, bo rany świecie!…
Kcący nie kcący wyśli z nim z tłumu, na zotyłki sie skryli i dopiero do mowy!

– Skądze wyšcie telo piniedzy dorwał, he? Dy tu juz po ziandarów pośli, coby wos wzieni. jako podyrzanego.. Dobrze zeście ze mną uciekli,- godo mlodziacek. A nie wiedzioł ta wcale, ze krzesny juz nie zyje i  z nieba tu przyseł. 

– Skąd mon to mom, a tobie nic do tego. Alem ci wdzieęczność winien, boby mie te urwisie ziandarom daly.. Podź na jednego!.
Młodziocek ale nie spieszył sie nikany. Jak ta stoł przý peręcy tak stoi.

– Coz to?! Podź-ze!…

– Nie pijem!

– He!?

– Nie pijem, godom wom i pieknie za dobro wole dziękuje! – 1zece.

Poźro roz krzesny, poźrą drugi,  Kie licho! …. Dyć to chłop z gęby! ..

– Chłopeś cyś nie chłop? – spytają.

– A chłop.

– I nie pijes?

– A nie.

– Tacy  jak jo nie pijaja, po coz caz tracić po próżnicy i zdrowle, a jesce i  piniądze.

– A jaki-ześ to ty jes?

– Spółdzielca.

– He?

– Spółdzielca.  Jes nos takiech cało gromada. Piniązków my wiela tela złozyli, masinki zakupili i masło takie robimy, ze hyr o nos idzie seroko!..

– Kaz to?

– W Tymbarku.

– Cie!! cie!.
 
– I zamiast biydnym jałmuzne dawać to my im zorobek i robote dajemy. Toz to i…
 
– Słuchoj – no ty. – przerwą mu krzesny, a cy wy i syrki tyz robicie?
 
– Jakozbyšcie kcieli! Robiemy!.
 
– Masinkami ? Fige musom wortać, – skrzywili sie, ale im zoroz mina zrzodła. Wyciągnął młodziok  syrek i masło z torby:
 
– Posmakujciez…
 
– A zeby cie!…- krzykną krzesny, jaz sie Tymbarcanek zląkł.
 
– Niedobre?
 
– Za to haw syćko kupuję… drą sie krzesny, ze jej i miesek przed się wyciagają.
Młodziocek zdębioł.
 
– Masło i serki wase kupujem! No! Za syćko, co haw jest !..
 
– Edy wy tu na dziesięć furek masła i serków mocie, a u nas….
 
– Na dziesięć? Telo mi wej potrza.
Zatrubował sie Tymbarcanek, ale nie na długo.
 
– Na dziesięć?  Zgoda. Ściągniemy towor z filii i bedzie… Ale kaz wom to zawieść?
 
– Do nieba! – rzeką krzesny. – Kupujem juz z dostawą, bo przecie nie poniesem som dziesięciu fur masłs a sera tele światy!…
No, i wiecle, zawieźli Tymbarcanie dziesięć fur masła i sera do samego nieba! 
 
Bo kaz by ich ta z takim masłem nie wpuścili!!..
 
 As. O.
 
źródło: Czasopisma i wydawnictwa do 1939 – zbiory, księgozbiór – ”Kolekcja Prywatna Tymbark ”